źr. magazynrowerowy.pl |
Rok 2003, 86 edycja Giro d’Italia. Marco Pantani, legenda
włoskiego kolarstwa, staje na starcie wyścigu, który ma być dla niego nowym
otwarciem. Oczyszczony z ciągnących się za nim od 2001 roku zarzutów chce się
odbudować i w wieku 33 lat po raz kolejny zagrozić największym kolarzom swoich
czasów. W walce o powrót na szczyt towarzyszy mu młody, obiecujący góral, który
za kilka lat zasłynie jako jeden z najlepszych pomocników na świecie –
Sylwester Szmyd. Człowiek, który lada moment powróci na trasę włoskiej pętli,
by zrealizować swoje marzenie.
- Ostatnio słyszałem, jak kilku młodych kolarzy przyjechało
z Polski do Włoch, żeby tutaj rozwijać swoją karierę. W kwietniu już płakali,
za dziewczyną, za mamą, chcieli wracać do kraju, choć przecież mieli do dyspozycji
telefony, Skype i inne tego typu rzeczy. Dawniej tego nie było – wspomina swoje
pierwsze chwile w Italii Szmyd. – Telefon do rodziców raz w tygodniu, na trzy
minuty, bo tyle pozwalała rozmawiać karta za 5 tysięcy lirów i to musiało
wystarczyć.
W Italii spędził łącznie dwanaście lat, w czasie których
zapracował sobie na opinię jednego z najlepszych górskich pomocników świata. Jego
talent pełnym blaskiem rozbłysnął zwłaszcza w ekipie Liquigasu, w której stał
się głównym pomocnikiem Ivana Basso. Nad jazdą Polaka rozpływały się włoskie
dzienniki. „La Gazetta Dello Sport” pisała o „polskim koziorożcu”, miażdżącym
rywali i torującym drogę dla swojego lidera. W czasach największego kryzysu
polskiego kolarstwa Szmyd był biało-czerwonym jedynakiem, rywalizującym regularnie
z najlepszymi zawodnikami świata.
Po zakończeniu sezonu 2012 zdecydował się na zmianę
otoczenia. Liczył, że opuszczając duet dwóch znakomitych górali – Vincenzo
Nibaliego i Ivana Basso częściej będzie mógł liczyć na wolną rękę. Sami
włodarze hiszpańskiego Movistaru, do którego trafił, rozpływali się w
komplementach na jego temat
- Szmyd pokazuje przez ostatnie lata, że jest jednym z najlepszych na świecie górali – mówił wtedy dyrektor grupy, Eusebio Unzue.
- Szmyd pokazuje przez ostatnie lata, że jest jednym z najlepszych na świecie górali – mówił wtedy dyrektor grupy, Eusebio Unzue.
Niestety, zamiast roli lidera, pobyt w Hiszpanii przyniósł Szmydowi
pasmo rozczarowań. Marzenia o kolejnych startach w wielkich tourach stały się
jedynie mrzonką. – Raz twierdzono, że wyścig nie jest dla mnie
odpowiedni, a raz, że jestem za słaby – mówił wtedy. Zapał i motywacja do
startów gasły w nim z każdym dniem. Do tego stopnia, że po zakończeniu
dwuletniego pobytu na Półwyspie Iberyjskim Sylwas otwarcie mówił o zakończeniu
kariery. Rękę
wyciągnął do niego jednak Piotr Wadecki, proponując angaż w prącym naprzód CCC
Sprandi Polkowice.
- Wielokrotnie
pytany jak długo chcę się ścigać, mówiłem zawsze, że moim marzeniem jest
pojechać na koniec kariery Wielki Tour w polskiej drużynie – mówił bezpośrednio
po podpisaniu kontraktu. Jak się okazuje, spełni się ono bardzo szybko.